Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 25 sierpnia 2011

Krok do samodzielności

Ostatnimi czasy uczęszczamy do nowego ośrodka rehabilitacyjnego. Niestety jak juz kiedys pisałam...prywatnie. Ale są juz pewne wiadomosci że od stycznia nowego roku ćwiczenia odbywać sie bedą na NFZ.Mało tego...Oprócz ćwiczeń będzie równiez hydromasaż,terapia zajęciowa,dogoterapia.I lekarze na miejscu: lekarz rehabilitacji,logopeda,psycholog. Mimo tego że rehabilitacja Weronisi wymaga ogromnych kosztów jestem bardzo zadowolona. Z rehabilitantki, która w ciagu 2 tygodni sprawiła że Weronisia potrafi sama klęczeć, próbuje wstawać i wspina sie na wszystko co jest wyżej od niej...Ze sprzetu,który przeszedł moje najśmielsze oczekiwania.Wszystko w tym ośrodku zostało zaplanowane z myślą o chorych dzieciach.A do tego miła rodzinna atmosfera. I własnie nasza nowa rehabilitantka zasugerowała nam,że juz najwyższy czas aby Weronisia posiadała wózek aktywny. Gdy pierwszy raz to usłyszałam...przeraziłam się.Cały czas nie dopuszczałam do siebie myśli że moja mała dzielna kruszynka usiądzie na wózku.Bałam sie tego i to bardzo... Jednak ortopeda , który miał wypisac nam skierowanie na ów wózek rozwiał wszelkie moje watpliwości. Gdy bylismy w klinice kazał posadzic Weronisie na wózku ,który mieli na stanie. Patrząc na Weronisie łzy same mi płynęły...Ale nie z żalu...tylko ze szczęścia.Weronisia była taka szczęśliwa.Śmiała sie na cały głos i mówiła do nas "pa pa...pa pa" Była taka samodzielna ...taka wolna. Ortopeda powiedział wtedy do mnie: WIDZI PANI JAKA JEST SZCZĘŚLIWA....I naprawde była...No ale oprócz wózka mamy również skierowanie na balkonik przedni. Bo to że Weronisia będzie miała wózek nie znaczy że nie bedzie chodzić. Sam ortopeda powiedział że nie można posadzic dziecka na wózek na stałe. Musi walczyć...do końca.A ja wierzę że Weronisia pokaze wszystkim na co ja stac i postawi pierwsze kroki na własnych nóżkach. Czekam na ten dzień...I zrobię wszystko aby on nastąpił...

czwartek, 4 sierpnia 2011

Nasze pierwsze beztroskie lenistwo...


Kochani! Wiem że zaniedbuje troszke bloga bo nie pisze zbyt często...Ba... piszę nawet bardzo rzadko.Ale tak sobie ostatnio myslałam że po co mam pisac jakies tam bzdury np. co robimy każdego dnia. Każdy ma swój ustalony tryb dnia, nam dochodzi rehabilitacja, którą ostatnimi czasy mamy codziennie a do tego ja ćwicze z Weronisią w domu.Czasami dzień jest dla mnie za krótki...Staram sie aby Weronisia miała tej rehabilitacji jak najwięcej dlatego z ręka na sercu przyznam się Wam ze czasami to nie mam czasu a nawet siły żeby skrobnąć cos na blogu. Mam nadzieje że mnie zrozumiecie i wystarczy Wam to że bede pisac tutaj najważniejsze i godne uwagi fragmenty z życia Weronisi.Na początku chce Wam powiedziec kochani że wynik Weronisi na tarczyce wyszedł negatywny.A więc nie ma tarczycy.Z tego więc wynika ze taka juz jej natura że jest taka chudziutka. Nerwów najadłam sie sporo bo strasznie się bałam że dojdzie nam kolejna dolegliwość do pokonania.Ale czuje że tam na górze ktos czuwa nad naszą perełką i opiekuje sie nią jak tylko może.Weronisia zrobiła sie ostatnio straszna gadułą.Nie mówi jeszcze zdaniami ale zauwazyłam że stara sie powtarzac po nas wszystko co dotrze do jej uszu.Az sie boje pomysleć co to będzie jak zacznie juz naprawde dobrze mówić ;)
Po 2 latach ciężkiej pracy i wysiłku pozwolilismy sobie w tym roku na nasz pierwszy wspólny wypoczynek. Nie trwał on tak długo jak bysmy chcieli ale spędzilismy go w pięknej, rodzinnej atmosferze z dala od domu i wszystkiego.Weronisia była przeszczęśliwa. Aż miło było patrzeć jaka jest beztroska i uśmiechnięta.Jej śmiech rozbrzmiewa mi w uszach do dziś